8.08.2015

#5

Postawiła właśnie na wigilijnym stole ostatnią potrawę. Zapaliła świecę i położyła opłatek na małym talerzyku. Pod dużą, czerwono-złotą choinką stało kilka prezentów. Wszystko prezentowało się naprawdę znakomicie, jednak czuła, że ta wigilia może się nie udać, między innymi dlatego, ze jej matka zaprosiła na nią, swojego nowego partnera, którego Celia nie darzyła sympatią. Johan, bo tak mu było na imię, umiał tylko krytykować to co robi córka jego partnerki. Czepiał się jej na każdym kroku, wytykał jej każdy błąd, jednak czego się można było spodziewać. Jedyne co w ostatnich dwóch dniach zadziwiało Celię, to zachowanie jej matki. Odnosiła się do wszystkich, nawet do niej dość miło i kulturalnie. Wiedziała, że prędzej czy później to się zmieni. Na pewno tkwi w tym jakiś haczyk, tylko jaki?
- Chodźcie, możemy zaczynać. - Celia machnęła ręką w stronę brata, matki i Johana. Złożyli sobie wzajemnie życzenia i zasiedli do wspólnej kolacji. Atmosfera podczas kolacji była dosyć niespotykana, jak na ich rodzinę. Uśmiechali się i patrzyli na siebie z miłością. Pozostało myśleć tylko, czy z prawdziwą miłością...
- Ogólnie to korzystając z okazji, że jesteśmy razem, to chcę Wam coś powiedzieć. Mamo, możesz się zacząć cieszyć. - Andreas zaczął nowy temat. - Jutro zapraszam was na świąteczny obiad do mojego nowego mieszkania. - Jakiego nowego mieszkania, co ty pieprzysz? Celia miała w tym momencie jedną myśl: nie mógł jej zostawić tutaj samej. - Kupiłem dom 5 kilometrów stąd. Jest już gotowy. Za kilka dni przeprowadzam się tam i będę mieszkać razem z Elisabeth. Plan był taki, żeby nikt z Was się nie dowiedział i widzę, że się udało. - uśmiechnął się. Dla Celii to był cios prosto w serce. Nie chciała, żeby ją zostawił. Zbierało jej się na płacz, więc odeszła na chwilę od stołu, pod pretekstem, że musi skorzystać z łazienki. Wszyscy byli w wielkiej euforii, tylko nie ona. Przecież to było nie możliwe... Kiedy wróci z Niemiec, Andreasa już nie będzie. Nie przywita jej, nie ucałuje, nie powie, jak bardzo ją kocha. Wyszła z łazienki i skierowała się do kuchni. Nalała zimnej wody do szklanki i wypiła jednym tchem. Oparła się o blat, rozmyślając nad tym, co może się stać, kiedy Andreas się wyprowadzi...
- Co się dzieje? Płaczesz? - nawet nie spostrzegła, kiedy stanął obok niej.
- Proszę Cię, nie zostawiaj mnie.
- Jestem przecież z Tobą i będę. Zawsze będziesz mogła do mniej przyjść, przecież wiesz.
- Nic nie rozumiesz...
- Wytłumacz mi o co chodzi. - nie mogła. Znów zabrakło jej słów, żeby opisać to wszystko. Zresztą i tak by jej nie uwierzył.




Masz ochotę na spacer, prawda? Chcę Ci dać prezent na święta, więc za dziesięć minut w parku, tam gdzie zawsze. Chyba, że wolisz wpaść do mnie :) Czytała właśnie SMSa od Fannemela, rozpakowując swoje prezenty. Od mamy i Johana dostała pieniądze, a od Andreasa coś niezwykłego. Kupił jej tak olśniewającą i piękną sukienkę, że nie wiedziała, jak ma mu dziękować. Wiedziała, że przy najbliższej okazji musi ją wykorzystać. Oprócz niej, dostała od niego wielkiego, białego misia i srebrny pierścionek, z małymi diamencikami. Była niesamowicie zadowolona.
Wolę w parku. Muszę się przewietrzyć i o czymś Ci powiedzieć. Znów mnie zostawił... 
Celia pośpiesznie się ubrała, informując, że Anders chciał się z nią spotkać. Wzięła dla niego prezent i wyszła z domu. Lillehammer, jak zwykle, o tej porze w grudniu, było mroźne i zasypane śniegiem. Taką zimę uwielbiała najbardziej. Od dzieciństwa była to jej ulubiona pora roku. Zawsze wychodzili z Andreasem na śnieg, wskakiwali w wielkie zaspy, lepili bałwany i rzucali się śnieżkami. Chciałaby znów to powtórzyć. Zastanawiała się nad tym, czy aby nie powinna w końcu dorosnąć. Lada moment skończy 20 lat, a cały czas zachowuje się jak małe dziecko.
Spostrzegła Andersa stojącego kilka metrów od niej. Podeszła do niego szybko i przytuliła się.
- Chciałbym Ci życzyć wszystkiego co najlepsze. Przede wszystkim dużo szczęścia w życiu. Żebyś jak najmniej kłóciła się z Andreasem. Długiej i obiecującej znajomości ze mną. Abyś była cały czas taka, jaka teraz jesteś. I w końcu, życzę Ci, żeby znalazła sobie jakiegoś porządnego chłopaka, który będzie wspierał Cię we wszystkim. - pocałował ją w policzek.
- Ja chciałabym Ci życzyć, żebyś wygrał w tym roku Puchar Świata, spełnił swoje wszystkie, najskrytsze marzenia. Żeby otaczali Cię ludzie, którzy będą Cię dopingować na każdym kroku. Żebyś miał coraz więcej kibiców. I żebyś wytrzymał ze mną i moimi humorami. - zaśmiała się i wręczyła mu swój prezent. On zrobił to samo. Dostała od niego śliczny łańcuszek i bransoletkę od kompletu. Srebne, połyskujące, trafił idealnie.
- Znam Cię już tak długo, a kompletnie nie wiedziałam co Ci kupić, zresztą zawsze miałam problem z kupowanie prezentów mężczyznom. - komentowała jej zdaniem nietrafiony prezent.
- Akurat trafiłaś, bo to mój styl.
- Andreas mi trochę podpowiedział czym się kropisz. Ale zajrzyj dalej, bo jeszcze coś ci dorzuciłam. Nazwali to w sklepie 'Naszyjnik męski - Nieśmiertelnik Waleczny'. Myślałam, że się popłaczę ze śmiechu jak to czytałam, ale podobało mi się, więc Ci kupiłam, a wiem, że lubisz nosić coś na szyi. Obym trafiła.
- I trafiłaś znów. Jest naprawdę ładny, dziękuję. - przytulił ją mocno. - A teraz usiądź i powiedz co miało oznaczać to ostatnie zdanie w SMSie. 
- Ech - westchnęła, bo przypomniał jej o tym. - Andreas mnie znów zostawił, a właściwie zostawi, za dwa dni.
- Dlaczego?
- Kupił sobie dom i przeprowadza się tam za dwa dni. Będzie mieszkał razem z Elisabeth.
- Wiem...
- Jak to wiesz!? - zdziwiła się i zdenerwowała w jednym.
- Byłem tam w poniedziałek. Miał zrobić parapetówkę, ale wylądowałaś w szpitalu.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Kiedy miałem Ci powiedzieć?
- W poniedziałek w szpitalu, albo wczoraj.
- Ogólnie to nawet zapomniałem o tym, a z resztą Andreas prosił, żebym nic Ci nie mówił. - Celia wstała i ruszyła przed siebie. - Gdzie Ty idziesz?
- Nie wiem, muszę chyba sama pomyśleć o tej jego przeprowadzce. Jest mi smutno, nawet nie wiesz jak bardzo. Ja nie chcę tam mieszkać bez niego.
- Celia, musisz dorosnąć, no! - Fannemel chciał ostatnio podejść do niej w inny sposób, jednak ten też mu nie wychodził. - Andreas ma już swoje lata, Ty się powinnaś cieszyć, że on się w końcu wyprowadził, bo to odpowiedni moment. Przecież Ty też się niedługo pewnie wyprowadzisz.
- Tu nie o to chodzi?
- No więc o co? - złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę.
- O to, że nie mogę mieszkać bez Andreasa.
- Ale dlaczego? - domyślał się, że chodziło o jakieś kontakty w jej rodzinie.
- Bo nie, kiedyś Ci to wytłumaczę. 
- Wtedy może być na to za późno.
- O co Ci chodzi?
- O nic, po prostu chcę Ci pomóc.
- Na razie nie chcę Twojej pomocy. - wyrwała się z jego uścisku i ponownie ruszyła przed siebie. Emocje Andersa były już na skraju wytrzymałości. Ile ta dziewczyna ma lat? 19 czy 9? Nie rozumiał jak można być tak upartym. Przecież prędzej czy później o wszystkim mu powie, więc dlaczego nie chce zrobić tego teraz? Czego ona się boi? Darzył ją tak mocnym uczuciem, a ona go od siebie oddalała.
- Ja Ci dam czas, bo nie mam siły męczyć się tym. 
- Czym Ty się niby męczysz?
- Stjernen miał rację. Nie dopuszczasz go do siebie. Sam się właśnie o tym przekonałem. - I gdzie ona znów zawiniła? Czy nie mogą wszyscy dać jej po prostu spokoju? Skoro powiedziała, że nie chce o niczym mówić, to nie chce. Dlaczego musi przez nich cierpieć?


Oki, pojawiam się znów o dwumiesięcznej przerwie. Coraz trudniej mi się pisze, bo nie pałam do tego sympatią, tak jak myślałam wcześniej. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Jeśli już tu jesteś i to czytasz, to skomentuj.